piątek, 25 stycznia 2013

No i zaczęło się..

Nie chciał się ruszyć z domu rodziców, niczym przywiązany pępowiną do mamusi.Kiedy umówiliśmy się na spotkanie (400m od jego domu) odwołał je, niby dla dobra dziecka. Tłumaczył, że nie chce mnie denerwować. Żałosne, jak można nie denerwować się gdy mąż zostawia Cię 3 miesiące przed porodem?
Stawiając warunek : "albo zamieszkasz ze mną i moimi rodzicami, albo radź sobie sama". Kiedy mówiłam mu, że zachowując się w ten sposób straci mnie i po części też normalną relację z dzieckiem  odpowiedział " trudno, ludzie nie takie rzeczy w życiu tracili". Rzeczy? Na miłość boską, jak można tak  mówić o własnym dziecku?
Wtedy zrozumiałam, że to początek końca naszego związku.
Co wtedy czułam? Chyba nadal mimo upływu czasu ciężko mi o tym pisać. Każda normalna kobieta, która była lub jest w ciąży dobrze wie jak piękny jest to okres, a zarazem jak potrzebne jest wtedy wsparcie partnera.
Emocje udzielają się maleństwu rozwijającemu sie w moim łonie i tylko to dawało mi motywacje, by jakoś sie trzymać.
Ale jak mam zapewnić pozytywne odczucia mojej córeczce kiedy sama nie jestem w stanie powstrzymać łez? Jak ona może czuć się bezpiecznie w moim brzuchu, gdy mija kolejna bezsenna,przepłakana noc?
NIE , nie mogę płakać, to ONA jest całym  moim światem!
To ONA daje mi siłę, by wstać i uśmiechać się!
Choć początkowa ten ten uśmiech tak wiele kosztował.
Wiersz Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej tak odpowiedni do sytuacji:

Miłość

Nie widziałam cię już od miesiąca.
I nic.
Jestem może bledsza,
trochę śpiąca
trochę bardziej milcząca
lecz widać można żyć bez powietrza !

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz