czwartek, 28 marca 2013

Miesiąc łez

Dzień za dniem, co raz bliżej do rozwiązania, przewidywany termin porodu na 26 września, każdy kopniak wywoływał uśmiech, a poza tym łzy, łzy i jeszcze raz łzy, tak żeby nikt nie widział.
Łzy cierpienia dla samej siebie, nie na pokaz.
 Największą radościa było to, że moje dziecko rozwijało sie prawidłowo.
Częste wizyty u gin., bo szyjka krótka. Na jednej z nich nagrany filmik. Moja kochana córeczka, taka maleńka, taka bezbronna. Nie wiem czy można kochać mocniej.
Mój cały świat. Odtwarzałam go sobie w kółko i to dodawało mi otuchy.
A tatuś?? Cisza w eterze, tak jakby nas nie było, jakbym ja z poczętym dzieckiem zapadła się pod ziemię .. Do dnia dzisiejszego nie rozumiem..

Co dalej?

Co dalej??
Chyba to pytanie ciągle nie dawało mi spokoju. Czy warto walczyć?
Czy żyć w ciągłym strachu, że sytuacja się powtórzy? A co jeśli pojawią sie problemy, czy ucieknie wtedy do mamusi a ja będę cierpieć jeszcze bardziej?
A jeśli mamusi juz nie będzie?Co wtedy, alkohol?
Czy może dla dobra córki ulec, zamieszkać z jego rodzicami, dać sie zniewolić, żyć pod rozkaz apodyktycznego tatusia, który może użyć przemocy?
NIE!
Czy moja córka bedzie szczęśliwa patrząc na nieszczęśliwą, zapłakaną matkę?
Czy będzie miała szacunek, jeśli  jej ojciec będzie robic co będzie chciał,mówiąc do mnie,że Ty i tak nie masz tu nic do powiedzenia?
NIE!
Nie pozwolę się zamknąć w domu- ruinie ( gdzie do najbliższych sąsiadów jest 600m ) , bez szans na rozwój, normalne życie i godziwe warunki.
Chcę dać córeczce wszystko co najlepsze, wiem że nie będzie łatwo, ale mam dla kogo się starać.
Zasypiałam płacząc i głaskając dzieciątko rozwijające się w moim brzuchu.