czwartek, 28 marca 2013

Miesiąc łez

Dzień za dniem, co raz bliżej do rozwiązania, przewidywany termin porodu na 26 września, każdy kopniak wywoływał uśmiech, a poza tym łzy, łzy i jeszcze raz łzy, tak żeby nikt nie widział.
Łzy cierpienia dla samej siebie, nie na pokaz.
 Największą radościa było to, że moje dziecko rozwijało sie prawidłowo.
Częste wizyty u gin., bo szyjka krótka. Na jednej z nich nagrany filmik. Moja kochana córeczka, taka maleńka, taka bezbronna. Nie wiem czy można kochać mocniej.
Mój cały świat. Odtwarzałam go sobie w kółko i to dodawało mi otuchy.
A tatuś?? Cisza w eterze, tak jakby nas nie było, jakbym ja z poczętym dzieckiem zapadła się pod ziemię .. Do dnia dzisiejszego nie rozumiem..

1 komentarz:

  1. Czułam się tak samo, z czasem, ten tępy ból mija, teraz staram się do tych chwil nie wracać, najważniejsze, że Córkę mam zdrową :) Patrzę na nią i nie raz jeszcze teraz przez myśl przechodzi mi pytanie: "Dlaczego on to zrobił, dlaczego tak to się potoczyło?", ale już bez takich emocji, jak kiedyś, teraz się cieszę, że mam Ją na co dzień, a on jej nie ma :D Trzymam za was kciuki, najważniejsze się nie poddać, a jakoś się ułoży :*

    OdpowiedzUsuń